-
Jestem – Ten cienki głosik sprawił, że rudowłosą przechodziły ciarki. Została
zaatakowana nagle i bez ostrzeżenia. To, że blondynka potrafi ot tak podkraść
się bezszelestnie, przerażało pannę Dumbledore jeszcze bardziej.
-
Dzięki, że przyszłaś – odpowiedziała mimo to i uniosła głowę, by uśmiechnąć się
mało szczerze. Czerwonowłosa lubiła Lunę, ale jej zachowanie było oryginalne i
od czasu do czasu może z lekka irytujące. Po prostu nie była jeszcze
przyzwyczajona do jej towarzystwa.
-
Oglądałaś to wiele razy. Ja dzisiejszej nocy także, ale nie potrafię znaleźć
nic interesującego. – Głos dziewczyny był nieco ochrypnięty i jednocześnie
bezradny.
Rudowłosa
położyła kronikę z zdjęciami na stole. Lovegood przysiadła się do niej i
otworzyła na pierwszej stronie. Zaczęła się dokładnie przyglądać i ruszyła
dalej.
-
Jak ja oglądałam te zdjęcia, to nie były zablokowane. – Te słowa zaintrygowały
dziewczynę, choć na początku nie zrozumiała, o co chodzi.
Blondynka
wyjęła różdżkę i wypowiedziała jakieś zaklęcie po czym postacie na zdjęciach
zaczęły się poruszać. Panna Dumbledore uderzyła się w czoło, okazując własne
zażenowanie. Co prawda w jej domu nie było żadnych zdjęć, nie czytała też
Proroka Codziennego, bo jak Albus mówił tam nie ma nic wartego uwagi dla młodej
dziewczyny, ale spotkała się z magicznymi kartami czy księgami, gdzie obrazy poruszały się, ale sama nie wpadła na
to, że zdjęcia też powinny.
-
To możemy zaczynać. Szukamy czegoś dziwnego, co nie będzie pasować do reszty
albo obrazka, na którym jest… Sam-Wiesz-Kto. Tylko kolejny problem jest taki,
że ja nie wiem jak on wcześniej wyglądał. – Leire wyraziła swoje
niezadowolenie, kwasząc minę. Znała tylko opisy, żyjącego obecnie Czarnego
Pana, ale kiedyś zapewne był mniej okropny.
Na
szczęście to nie okazało się problemem, ponieważ Luna odnalazła zdjęcie z
podpisem, na którym znajdował się chłopak. Teraz wiedziały już czego szukać,
więc mogły się brać do pracy. Była ona bardzo mozolna, choć Luna nie okazywała
żadnego zmęczenia, cały czas wydawała się zainteresowana.
-
Spójrz tutaj – powiedziała blondynka, a Leire podniosła się ze stołu.
Znowu
zaczęła przysypiać. Nie miała pojęcia dlaczego, ale im więcej czasu spędzała w
Hogwarcie tym czuła się gorzej. Momentami miała wrażenie jakby przez te
kilkanaście tygodni postarzała się o kilka lat. Przetarła oczy, ciesząc się, że
żaden sen nie zdążył ją odwiedzić.
-
To on? – zapytała, wskazując ciemnowłosego chłopaka.
Ściągnęła
brwi, przyglądając się całości. Zdjęcie zostało zrobione z zaskoczenia.
Dzieciaki były w piątej, może w szóstej klasie. Leire przyjrzała się pozostałym
postaciom. Były to dwie dziewczyny. Całkiem jej nieznane. Jedna wyglądała na
niezadowoloną z faktu, że ich spotkanie zostało zarejestrowane przez aparat, a
druga patrzyła się cały czas na chłopaka. On tylko raz zerknął w stronę aparatu
i zrobił niewyraźną minę.
-
Zobacz, jak jest podpisane – powiedziała Luna, a rudowłosa przejechała oczami
niżej. Miejsce to zostało wypełnione przez ucznia znajdującego się na zdjęciu jako
komentarz do obrazka.
-
„Wyjątkowy prefekt, wyjątkowe kary” – Po przeczytaniu tego na głos brzmiało to
jeszcze gorzej. Rudowłosa szybko wyciągnęła zdjęcie. Zamknęła kronikę i
stwierdziła, że lepiej już odłożyć ją na miejsce.
Gdy
dziewczyny zrobiły to, miały udać się na kolację. Leire poprosiła o dyskrecje,
ale mniej więcej wytłumaczyła, co ona i Ron robią, i dlaczego. Luna poczuła się
jakby zyskiwała kolejnego sojusznika, może jeszcze nie przyjaciela, ale osobę,
która nie jest przeciw niej.
-
Może jesteś jakoś w stanie dowiedzieć się, kim one są? Po dłuższym namyśle
wydaje mi się, że ta jedna postać wydaje mi się znajoma, ale nie wiem kto to -
powiedziała na koniec bezradnie panna Dumbledore i rozłożyła ręce. Blondynka
pokiwała głową i wzięła zdjęcie od dziewczyny.
-
Spróbuje pomóc. Odezwę się potem – Luna pożegnała się i odeszła do stołu
Krukonów. Rudowłosa rozejrzała się po sali i z daleka dostrzegła rudą czuprynę.
Od razu ruszyła w stronę chłopaka i jego przyjaciela.
* * *
Czerwonowłosa
razem z Ronem opuściła mury szkoły i wyruszyła na Błonie. Chcieli zrelaksować
się po ostatnich wydarzeniach, a konkretniej Leire miała zamiar odpocząć na
świeżym powietrzu. Weasley miał zagrać z Harrym w quidditcha tylko we dwóch – atakujący i obrońca,
by mogli rozładować swoje emocje. Choć Harry nie był bliżej zapoznany z inną
pozycją niż szukający, to zgodził się na taki układ.
Gryfoni
czekali na Pottera, zajmując miejsce na trawie. Ron odłożył swoją miotłę,
biorąc głęboki wdech. Nie odzywali się do siebie, nie musieli. Czasem
wystarczyło jedno spojrzenie czy uśmiech i już wiedzieli, co chodzi drugiej
osobie po głowie. Panna Dumbledore obserwowała niebo, dokładnie poszukując
jakiś znanych kształtów w chmurach. Ron
za to przyglądał się dziewczynie. Badał wzrokiem jej twarz krok po kroku. Poczuł jak ich dłonie przypadkiem się
dotknęły, więc splótł jedynie ich palce. Dostrzegł jak kącik ust Leire wędruje
ku górze i sam ucieszył się w duchu.
Czekali
na bruneta, jednak ten się nie pojawiał. Ich spokój przerwał natomiast dobrze
znany chłopakowi głos, który wykrzykiwał jego imię. Podniósł się i z daleka
dostrzegł swoją matkę.
-
Zaraz wracam – dodał jedynie i oddalił się. Minął kilka osób i wszedł z Molly do
budynku.
Dziewczyna
nie ruszała się z miejsca i oczami cały czas krążyła po niebie. Dopiero kilka
minut później jej uwagę przykuło coś interesującego. Coś szybowało w powietrzu,
unosiło się na delikatnym wietrze. Leire wytężyła wzrok i dopiero wtedy
dostrzegła, że jest to mały prostokąt z pieczęcią.
Podniosła
się na nogi, rozpoznając w nim swój list, którego nie była w stanie otworzyć.
Wyciągnęła różdżkę i użyła zaklęcia, by przewołać go do siebie, jednak to nie
poskutkowało. Wiadomość jednak nie unosiła się samowolnie, ktoś musiał mieć
chęć ją zabrać. Na samą myśl, że tam musi być coś tak cennego, że ktoś próbuje
jej to odebrać, jej ciało zesztywniało. Chciała odzyskać swoją własność, ale
zaklęcia nie działały.
Leire
wpadła na okropny pomysł, który kiedyś nawet nie przeszedłby przez jej myśl,
ale tym razem wydawał się odpowiedni. Nie myślała długo o sobie i możliwych
konsekwencjach, jedynie chwyciła za miotłę Rona.
-
Do mnie – przywołała ją do siebie i ujęła ją w obie dłonie. Spojrzała do góry i
skoncentrowała wzrok na liście. Wiedziała, że potrafi to zrobić tylko musi
chcieć, przecież kiedyś się jej udało, więc teraz tym bardziej.
-
Jak to Ron mówił… powoli i delikatnie jak z kobietą – Powtarzając te słowa
zaśmiała się pod nosem, wiedziała, że wtedy chłopak po prostu żartował, ale te
słowa w jakiś sposób rozładowały napięcie. Nie ma co, idealne porównanie jak
dla dziewczyny. Nie czekając długo odbiła się od ziemi i powędrowała w górę.
Na
początku trudno było jej utrzymać równowagę, ale w końcu udało się jej wyczuć
miotłę i zaczęła podążać za listem. Gdyby unosił się on zwyczajnie nie byłoby
problemów, ale rudowłosa zauważyła, że im jest bliżej jego tym on szybciej
ucieka. Miała racje ktoś chciał jej go zabrać.
Wyciągnęła
swoją różdżkę i wycelowała w wiadomość. Zaklęcie unieruchamiające miało jej
pomóc, ale nie zadziałało. Natomiast odbiło się i trafiło w jej dłoń, która
zaczęła drętwieć, a różdżka upadła na ziemię. Dziewczyna syknęła i spojrzała na
rękę.
-
Świetnie, będzie kolejna blizna – mruknęła pod nosem.
Nie
podobało jej się to strasznie, jednak działała w imię wyższych wartości. Nie
mogła się bać, jeśli chodziło o poufne informacje. Ktokolwiek chciał je mieć
dla siebie nie był jej przyjacielem.
W
końcu udało się zbliżyć jej do wiadomości. Miała wrażenie, że nagle ktoś
przestał się tym interesować, jednak była pewna, że był jakiś haczyk. Mimo to
wyciągnęła dłoń i miała już go w zasięgu ręki. Dzieliły ją tylko centymetry i
nareszcie udało się. Szybko schowała go do kieszeni i wtedy poczuła, że coś
jest nie tak.
Miotła
zaczęła dziwnie dygotać, a potem wręcz przestała słuchać panny Dumbledore.
Dziewczyna próbowała ją jakoś ujarzmić, lecz ta w ogóle nie reagowała na jej
polecenia. Zaczęła wzbijać się jeszcze wyżej i wykonywać różne piruety. Próbowała
zrzucić z siebie czerwonowłosą. Leire trzymała się uparcie, jednak nie była w
stanie wytrzymać długo. Jedno porządne szarpnięcie sprawiło, że była w stanie
trzymać się miotły już tylko jedną rękę.
Grupka
uczniów obserwowała to wszystko z daleka, lecz dopiero teraz dostrzegli, że
dziewczyna się nie wygłupia tylko naprawdę straciła kontrolę. Kilku z nich
próbowało pomóc. Rzucali zaklęcia na miotle, chcąc ją przejąć, czy zmusić do
kontrolowanego lotu, jednak każdy poległ.
Leire
poczuła jak wszystkie narządy podskakują jej do gardła i zamknęła mocno oczy.
Zaczęła wzywać panicznie pomocy, co sprawiło że w końcu ktoś pobiegł po
nauczyciela, ale było już za późno. Miotła ponownie ruszyła się agresywnie,
sprawiając, że rudowłosa puściła ją całkowicie.
Nie
czuła niczego prócz silnego wiatru. Spadała w dół z ogromną prędkością i nie
miała na to żadnego wpływu. Zacisnęła jedynie mocno oczy i szepnęła sobie coś
pod nosem, zaciskając powieki. Wydawało się jej, że nawet nie poczuje bólu, bo
natychmiast większość jej kości połamie się, a narządy zostaną rozerwane i zgon
nastąpi natychmiast.
Jeszcze
tylko moment, a jej marny żywot miał dobiec końca. Wtedy nie poczuła nic. Nie
leciała dalej, ale była pewna, że oddycha. Po chwili czyjaś ręka pomogła jej
stanąć na własnych nogach. Przez chwilę unosiła się dosłownie metr nad ziemią,
ale teraz stała już, czując grunt pod nogami. Nie wiedziała kto i jak to
zrobił, ale po prostu przylgnęła do tej osoby, ściskając ją mocno.
-
Dziękuję, bardzo dziękuję – wyszeptała, choć miała ochotę krzyczeć.
Tym
razem te szczere słowa łatwo przeszły jej przez gardło. Wtuliła się w ramię
chłopaka, co łatwo rozpoznała po kształcie jego klatki piersiowej, którą
właśnie gniotła. Zaczęła drżeć ze strachu dopiero teraz i bardzo chętnie
zaczęłaby płakać, ale nie mogła. Nawet chciała, bo wiedziała, że to doskonała
okazja, by raz w życiu się wypłakać, ale nie mogła.
W
końcu przez jej głowę przebiegła myśl. A
jeśli przytulam nauczyciela? Wyobraziła sobie twarz Snape’a i od razu
odsunęła się od osobnika. Uniosła twarz i rozchyliła delikatnie usta.
-
Draco? – wyszeptała, patrząc się prosto w oczy chłopaka.
Ten
zabrał swoje dłonie, jakby z lekkim pożałowaniem do samego siebie. Przez moment
okazał troskę i to do Gryfonki. W jego głowie musiało to być haniebne
posunięcie. Jednak samego siebie nie był w stanie oszukać. Bał się o nią i to
było widać w tej chwili. Nie udało mu się ciągłe ignorowanie dziewczyny, tym
razem to on zadziałał. Może to była wyjątkowa sytuacja, ale pokazał, że nie
jest obojętny.
Dziewczyna,
czując zakłopotanie opuściła głowę. Cały czas myślała jeszcze o jego ostatnich
słowach i miała wrażenie, że powinna się mu wytłumaczyć. Co było istnym
absurdem, bo nie był jej ojcem, bratem ani chłopakiem, ale takie uczucia
miotały nią.
Wtedy
dostrzegła, że w żadnej z dłoni chłopaka nie ma różdżki. Moment wcześniej ją
obejmował, więc nie zdążyłby jej schować. Spojrzała w jego oczy zszokowana i
może trochę zawiedziona, ale na pewno zła.
-
Czyli jednak wszedłeś w to? Uczą cię swoich sztuczek? Jak Snape będziesz
zamykał okna bez różdżki dla popisu?
Okna to mało… musisz już być bardziej przesiąknięty czarną magią, jeśli
udało ci się zatrzymać mnie bez różdżki. – Leire była cały czas mu bardzo
wdzięczna, ale nie pochwalała jego zachowania. Wszystko wskazywało na to, że
blondyn cały czas zagłębiał się tylko w tajemnice Stowarzyszenia i brnął w to
bagno dalej.
-
Uratowałem ci życie – wypowiedział tylko te słowa.
Nie
było w nich złości czy żalu, co było wręcz nienormalne dla Draco. Powinien
zacząć krzyczeć, rzucając różnymi hasłami. Powinien pokazać, że postąpił źle,
pomagając jej, lecz nic takiego nie robił. To jeszcze bardziej zdezorientowało
dziewczynę, która miała ochotę już zniknąć stamtąd.
-
Mimo wszystko, dziękuję – powiedziała jeszcze raz i minęła go.
Była
kompletnie skołowana tym co się stało, ale najbardziej reakcją Dracona. Zazwyczaj
był nerwowy i burzliwy, a dziś jego zachowanie odbiegało od tego. Ostatnio
przeżywał jakąś przemianę. Jednak nie miała ochoty się nad tym zastanawiać. Od
razu ruszyła do swojej komnaty.
* * *
-
Mamo, Harry i Leire będą na mnie czekać – powiedział Ron trochę niezadowolony.
Wolał się nie spóźnić, zresztą cały czas chodził podenerwowany ostatnimi
wydarzeniami i to był dzień na rozładowanie emocji.
-
Chciałam z tobą porozmawiać. – Ten ton był mu całkiem obcy. Nie pamiętał kiedy
ostatnio zwracała się ona tak do niego albo do kogoś z rodzeństwa. Nawet jak
próbowała ich jakoś ukarać to brzmiała zabawnie, a dziś z takim głosem mogłaby
przemawiać na czyimś pogrzebie.
-
Coś się stało? – zapytał zaniepokojony. Od razu pomyślał o Ginny. Bał się, że
mogło coś złego ją spotkać, że jej stan mógł się pogorszyć. Od razu począł
troskę o swoją młodszą siostrzyczkę.
-
Mam do ciebie prośbę. Zresztą to nie jest prośba, to nakaz. – Molly spojrzała
się prosto w oczy swojego syna, próbując sprawić, by treść jej słów raz, a
porządnie dotarła do jej dziecka. – Masz przestać widywać się z tą dziewczyną.
I nie przerywaj mi – powiedziała, widząc zszokowanie na jego twarzy. – Nie chcę
żebyś obcował z kimś, kto może być niebezpieczny dla ciebie. Nic o niej nie
wiesz, nie wiadomo skąd się wzięła. Masz świetnych przyjaciół i ich się
trzymaj.
-
Nie możesz mi rozkazywać z kim mam się widywać, a z kim nie. – Te słowa
całkowicie zbiły z tropu kobietę. Mogłaby spodziewać się takiego zachowania,
ale po którymś z starszych synów, ale nie po Ronie. Był on zawsze
najgrzeczniejszy i sprawiał najmniej problemów wychowawczych, czasem miał tylko
pecha.
-
Nie życzę sobie ani ja, ani twój tata byś utrzymywał z nią jakieś kontakty –
powiedziała ponownie i bardziej dosadnie, ale na twarz chłopaka wkradła się
jedynie ogromna pewność, a on sam uniósł głowę do góry.
-
Przykro mi mamo, ale tym razem nie jestem w stanie się was posłuchać. – Nie
chciał się stawiać, ale wydawało mu się, że zachowanie matki jest absurdalne.
Nie samego początku skreśliła Leire i nie przyjmowała jej nawet jako
przyjaciółkę chłopaka, a co by było gdyby poznała całą prawdę.
-
Nie możesz się spotykać z kimś, kto jest odpowiedzialny za stan twojej siostry!
– Tym razem przez Molly przemówiła ogromna rozpacz.
Zrzuciła
winę na rudowłosą, by wytłumaczyć sobie jakoś obecną sytuacje. Nigdy taka nie
była, co oznaczało, że sprawa z Ginny ją bardzo dotknęła. Mimo to Ron nie mógł
przystać na te warunki. Nie chciał zostać dziewczyny, szczególnie teraz.
Przeprosił matkę za swoje zachowanie i odszedł. Nie czuł się w żaden sposób
winny, bo wiedział, że stał po właściwej stronie.
*
* *
To
okropne, że świadomość pewnych zdarzeń dociera do człowieka dopiero po pewnym
czasie. Wykonując pewne czyny nie zastanawia się nad tym co stanie się lub co
może się stać. Podejmuje decyzje pochopnie i dopiero po fakcie dopuszcza do
naszego umysłu wszystkie myśli.
Właśnie
to teraz robiła Leire. Siedziała na swoim łóżku skulona z kolanami
podciągniętymi pod brodę. W dłoniach gniotła kołdrę, co chwilę rozluźniając i
zaciskając pięść. Mogła roztrzaskać się w jednej chwili na milion kawałeczków.
Nie bała się wizji śmierci. Tego czy to boli czy nie i, czy coś jest potem.
Przeraziło ją to, że miałoby jej tu nie być. Nie usłyszałaby już śmiechu Ginny
i nie uczesałaby ani razu jej pięknych włosów. Nie mogłaby zostać po raz
kolejny zaskoczona przez pomysłowość Luny. Nie natknęłaby się na Draco i już
nigdy nie wymieniłaby z nim spojrzeń. Nie przytuliłaby Rona i nie odkryłaby
przed nim swoich uczuć.
Jedna
decyzja i ogromne skutki. Gdyby nie blondyn ktoś osiągnąłby swój cel. Jednak
nie udało się mu. Leire była tu i mimo swojego okropnego stanu psychicznego nic
jej nie było. I miała przy sobie list. Nie myśląc długo schowała go do nocnej
szafki, tym razem zamykając ją na klucz. Przejechała dłonią przez włosy i
następnie oparła brodę na kolanach. Jej serce ponownie zaczęło bić szybciej,
gdy usłyszała dźwięk otwierających się drzwi. Na szczęście w progu pojawił się
nie kto inny jak Weasley.
Na
jego widok mocno zacisnęła powieki, czując, że pierwszy raz od dawna chce jej
się płakać. To tak, jak w chwilach, w których człowieka coś bardzo mocno
dotyka, ale mimo to się trzyma. Dopiero jak ktoś dostrzeże jego stan i powie
mu, by nie płakał, ten zaczyna to robić.
Ron
zbliżył się do dziewczyny i już siedział obok, gdy ta rzuciła się w jego
ramiona. Przytulił ją mocno do siebie, tak, że tym uściskiem mógłby wyrządzić
jej krzywdę. Przeklinał się w duchu, że odszedł stamtąd. Że nie zabrał ze sobą
miotły lub dziewczyny. Świadomość, że mogło coś się jej stać była dla niego w
tej chwili koszmarna.
Leire
schowała się w jego objęciu, a jej oddech stał się nieregularny. Zaczęła
łapczywie łapać powietrze, a jej dłonie drgały na plecach chłopaka. Jej oczy
były już całe zaszklone, więc zamknęła powieki, nie pozwalający by łzy
wypłynęły na powierzchnię policzków.
-
Przepraszam – Usłyszała cichy szept nad swoim uchem. Przepełniony żalem do
samego siebie. – Przepraszam, że mnie tam nie było.
Czuł
się okropnie, bo sam wcześniej zachęcał ją do latania. Był winny, ponieważ on
sprawił, że przełamała swój strach i dziś zabrnęła w tak niebezpieczną
sytuację, przynajmniej on tak myślał. Nie ważne było to, czy te stwierdzenia są
teraz słuszne, czy nie. On miał obraz w swojej głowie. Wyobrażenie, które za
każdym razem sprawiało mu jeszcze większy ból w sercu, które dzieliły sekundy
od spełnienia się.
-
Nie mogę cię stracić – kontynuował chłopak.
Nie
miał wiele. Od zawsze czuł się jakby był najmniej ważny. Najmłodszy syn miał
zawsze najgorzej wśród braci, a mama była zainteresowana jedynie córeczką. Nie
okazywał żadnych zdolności i był pomiatany przez wszystkich. Hogwart odmienił
jego życie. Pokazał mu, że jest stworzony do wielkich rzeczy. Dał mu przyjaciół
i niezapomniane wspomnienia. Postawił na drodze jego życia Leire. Osobę, którą
w tej chwili wszyscy chcieli mu odebrać. Nawet jego własna matka chciała zabrać
najjaśniejszy promyk szczęścia w jego życiu. Nie mógł na to pozwolić, bo tym
razem nie przetrwałby porażki.
-
Kocham cię, Leire – Te słowa przyszły zwyczajnie. Nie planował tego, po prostu
poczuł, że musi to powiedzieć i zrobił to. Sam był tym zdziwiony. Wiedział o
tym od dawna, lecz teraz dopiero otwarcie się do tego przyznał. Wtedy poczuł
jak ogarnia go niezrozumiany spokój. Nie tylko uwolnił z siebie to uczucie, ale
także nie miał już żalu do samego siebie, że ukrywał je w sobie.
Rudowłosa
nie była na to przygotowana. Nie układała w głowie planu, co powinna zrobić,
gdy do tego dojdzie. Nie wiedziała jak zachowywać się w takich sytuacjach.
Przez moment zacisnęła mocniej dłonie na bluzce chłopak i odsunęła się
delikatnie, by unieść twarz.
Przestała
odczuwać zakłopotanie tą sytuacją. Nie czuła wstydu przed uczuciami i nie
próbowała wmawiać sobie, że chwilowa emocja sprawiła, że Ron zebrał się na
wyzwanie. Była pewna jego słów, po prostu wiedziała, że są prawdziwe, a ta myśl
sprawiła, że poczuła się od razu o wiele lepiej na duchu.
Teraz
już wiedziała, że to jest to. To jest miłość. Tak ona wygląda. Tak to się
czuje. Tak zachowują się osoby zakochane. Wiedziała, że mimo tej całej
świadomości nie będzie w stanie odwzajemnić tych słów. Jednak Ron rozumiał to i
nie naciskał. On po prostu to czuł i wiedział. Nie potrzebował jej zapewnień.
Uniósł
delikatnie jej podbródek i kciukiem przejechał po jej policzku, ściągając na
moment brwi.
-
Płaczesz? – szepnął, a ona zamrugała kilkakrotnie oczami. Dopiero teraz
zorientowała się, że jej lice są mokre mimo iż jeszcze niedawno wstrzymała łzy.
Na
twarz chłopaka wkradło się zakłopotanie, obawiał się, że to przez niego.
Myślał, że pewnie pośpieszył się, a rudowłosa mogła nie być jeszcze gotowa na
te słowa, na zwierzanie się tak otwarcie. Jednak jego wątpliwości zostały
rozegnane, gdy chwyciła jego dłonie delikatnie.
-
To ze szczęścia. – Uniosła kąciki ust do góry i teraz zrozumiała sens tych łez.
Zawsze
wstydziła się tego. Wydawało się jej, że tylko słabeusze to robią. Dlatego
przestała płakać, jednak tego dnia było inaczej. Nie chowała twarzy, nie
wycierała policzków i cały czas patrzyła się w oczy Rona. Ten subtelnie zaczesał
jej kosmyk włosów za ucho i złączył ich czoła, by chwilę później musnąć jej
wargi delikatnie z największą czułością, na którą było go stać.
W
życiu nie czuła się tak jak teraz. Jakby była spełniona. Osiągnęła wszystko, co
miała osiągnąć. Doznała wszelkich uczuć i zrozumiała je. Poczuła, że znalazła
swoje miejsce i była gotowa trwać w nim. Nie płakała z powodu incydentu na
dworze. Płakała, bo otworzyła swoje serce, które zaczęło okazywać symptomy
człowieczeństwa. Skierowało się na innych ludzi, było teraz czyste, niewinne i zaczęło się wypełniać miłością
otrzymywaną od chłopaka.
_________________________________________________
Witam po dwu tygodniowej przerwie.
Niestety nie wszystkie zaległości udało mi się nadrobić, bo świąt praktycznie
to ja nie miałam, ale jest trochę lepiej niż było ostatnio. Przede mną jeszcze
ciężkie trzy tygodnie, a potem powinno być z górki, więc bądźcie cierpliwi
wszystkie zaległości nadrobię.
Mam nadzieję, że rozdział się
podobał. Jest on pewnego rodzaju wstępem do kolejnego, bo w nim ponowie
spotkamy Lunę, Harry’ego i Draco x 2 :) Ten jest jednym z tych bardziej „przejściowych”
i przygotowujących was na więcej wiadomości i emocji, które za tydzień ;P Przy okazji zapraszam do zakładki "Zapowiedź".
Trzymajcie się,
O matko, matko, matko! Wiem, dużo tego matko!
OdpowiedzUsuńAle Ty mnie po prostu czasem zabijasz ( w pozytywnym sensie).
Leire omal się nie zabiła. Ratuję ją Draco. Ona na niego krzyczy. On jest spokojny. Ona odchodzi. Jest załamana, choć powinna się cieszyć, że żyje. Matko! Widzisz, ile w tym emocji?! No!
Dalej!
Lie down. Try not to cry. Cry a lot. To ze mną robisz.
Ron stawia się matce. Matka jest bardziej wymagająca, niż zwykle. Roniu idzie do Leire. Mówi jej że ją kocha (^^ jest! jest! jest!). Ona zdaje sobie sprawę, czym jest miłość. Po raz kolejny - tyle w tym emocji.
Tak na koniec pozwolę sobie zacytować klasykę: "Ona nie mówi nic, lecz ty możesz to zmienić, chłopcze. Całuj ją!" (Mała Syrenka ^^)
Love,
Eileen
Hej ;* Teraz już wiesz co robią ze mną twoje rozdziały ;) Zawsze zanim napiszę komentarz to muszę odczekać trochę by ubrać wszystkie swoje emocje w słowa ;)
UsuńPozdrawiam, L. ;*
Aj, aj, aj. Daj mi tu Draco i Leire, a nie Rona. Nie lubię go i nigdy nie polubię. Dlatego najchętniej zniszczyłabym im tę "cudowną" scenę.
OdpowiedzUsuńNadal zastanawia mnie o co chodzi z tym lunatykowaniem Leire, ale niestety musze poczekać.
Niestety opowiadanie opiera się na całej trójce, więc nie mogę i nie chcę usuwać Rona, szczególnie, że dla Draco mam coś specjalnego, on nagle nie może stać się uroczy i kochany.
UsuńPozdrawiam, L. ;*
O ja pierniczę :3
OdpowiedzUsuńZarąbisty rozdział. Ale zaczynając od początku... Wreszcie ogarnęły twarz Voldemorta... W sumie był dosyć przystojny, więc nie narzekam. Draco jako urocza postać... To mi się podoba. *w* Kocham tego gnojka, więc jest naprawdę uroczy. I jeszcze to o minie Snape'a. Wyobraziłam sobie to i zaczęłam się śmiać. Potem Molly, która nie akceptuje ich związku, bo Ginny... Ja nie lubię młodej Weasley'ówny, więc jakoś mnie by to nie obeszło za bardzo. A potem wreszcie piękne KOCHAM CIĘ *w*
Cudownie. :3
Pozdrawiam i czekam na NN.
W sumie młody V. nie był zły xD Myślę, że dla niektórych co, by Draco nie zrobił to byłoby to świetne xD Dziękuję za komentarz ;)
UsuńPozdrawiam, L. ;*
Nawet nie wiem, co powinnam napisać. Bardzo lubię Rona, ale - tak jak poprzedniczki pisały - brakowało mi tu scen sam na sam z Draco. Jakoś paring Leire & Ron do mnie nie przemawia, chociaż ubóstwiam rudzielca. Po prostu nie pasuje do Leire. Jest taki...uroczy, słodki, a Draco to totalne przeciwieństwo, typ niegrzecznego chłopca, a - jak wszyscy wiemy - Leire też uprzejmością nie grzeszy. Ponoć przeciwieństwa się przyciągają, ale ja w to nie wierzę. Nie w tym przypadku :)
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że kiedy Leire chwyci miotłę, nie skończy się to dla niej dobrze. Ale miałam wizję Leire w szpitalu, a tutaj takie zaskoczenie. Pozytywne, rzecz jasna. Draco. Uratował ją i tym samym udowodnił, że coś do niej wciąż czuje, że mu zależy. Może panna Dumbledore wreszcie to zauważy i weźmie pod uwagę?!
Cieszy mnie fakt, że nareszcie pojawi się więcej Luny, którą ubóstwiam! Tutaj nareszcie zobaczyły twarz Voldemorta, który był słodki, moim zdaniem. Luna taka spokojna dusza, a jakie rzeczy potrafi odkryć. Ta dziewczyna zadziwia mnie coraz bardziej :)
"Kocham cię". To było takie słodkie, że nawet mi - bezuczuciowej osobie - wyrwało się krótkie "ooo" i uśmiech rozjaśnił mi twarz. Co prawda, o wiele słodsze byłoby wyznanie z ust Draco, ale nie narzekam. :D Ron może i seksowny nie jest, ale jednak też coś w sobie ma. Nie dorównuje Draco, jednak...no lubię go. :D
Pozdrawiam i życzę dużo weny! :D
Only
Ja akurat wierzę, że się przyciągają, bo mam tak w życiu prywatnym. Zresztą wychodzę z założenia, że Leire miała dość złego w życiu, więc nie potrzebne jej jeszcze pakowanie się w toksyczny związek, z osobą, która nie jest stabilna emocjonalnie, co widać po zmianach nastroju Draco.
UsuńWydaje mi się, że Leire jest świadoma, że Draco nigdy nie przestał o niej myśleć "w ten sposób". Ale on nadal jest "zły". Kieruje się nie tą drogą, ona chciała go przed tym uchronić, ale nie udało się. On wie doskonale, że jeśli będzie tak postępował, to dziewczyna się do niego nie zbliży, ale to, co robi Draco jest trochę bardziej skomplikowane.
Pozdrawiam, L. ;*
To opowiadanie z rozdziału na rozdział robi się coraz lepsze i czytanie nawet tych bardziej przejściowych rozdziałów sprawia mi przyjemność.
OdpowiedzUsuńJestem niezmiernie ciekawa, kto manipulował miotłą? Niewątpliwie ta osoba chciała i mogła wyrządzić Leire krzywdę, ale na szczęście Draco powstrzymał tragedię. Chociaż.... z drugiej strony może to on mógł ją wywołać, ale na szczęście w porę się opamiętał. Kurczę, darzę jego postać sporą sympatią, niemniej wciąż chodzi mi po głowie fakt, że on jest jednak poniekąd tym złym... W każdym razie urocza scena, gdy Leire tak się do niego przy tuliła, pełna ulgi, że przeżyła. Ale zabawienie byłoby, gdyby jednak jej wybawcą okazał się Snape i to mu okazywałaby wdzięczność w taki sposób ;)
Dobrze, że Ron nie zdecydował się zastosować do nakazu Molly. Kobieta przesadziła, zakazując mu spotykania się z jedną z najbliższych osób w jego życiu. Chociaż rozumiem jej postępowanie -czuje żal i za stan Ginny obwinia właśnie Leire, więc nic dziwnego, że chce chronić przed nią najmłodszego syna.
Wyznanie Rona oczywiście mnie ujęło. Naprawdę podoba mi się, jak kreujesz jego postać, a do tego fajnie opisujesz jego relacje z Leire. Ona też już wie, co tak naprawdę czuje do chłopaka, a jego wyznanie z pewnością podniosło ją na duchu po ostatnich wydarzeniach.
Śliczny rysunek!
Pozdrawiam serdecznie.
Na pewno nie był to żaden przyjaciel Leire. Choć jak wspomniałaś sam Draco mógł to robić. Może kiedyś się dowiemy ;P Leire choć zazwyczaj jest rozważna to pierw robi albo mówi, a potem myśli i tak było w tym przypadku xD
UsuńWyznane Rona na pewno pomogło bardzo Leire. Ona o tym wiedziała, ale z drugiej strony usłyszeć to, to też coś innego :)
Pozdrawiam, :*
Witaj,
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej wciągam się w Twoje opowiadanie. Co prawda, żeby się połapać musiałam się cofnąć do poprzednich rozdziałów, bo miałam zaległości:(
Podoba mi się wątek Draco i Leire. Bardziej niż z Ronem, bo jego sympatią nie darzę raczej. Wydaje mi się... ciapowaty. Chociaż u Ciebie w opowiadaniu nawet ma jakiś charakterek, ale nie mogę się do niego przekonać w żaden sposób.
Może to Draco manipulował miotłą? Pasuje to do niego. Jestem ciekawa czy ich relacje się rozwiną, czy skupiłaś się na Ronie.
Czekam na NN:)
Mam nadzieje, że się spodobało i zostaniesz na dłużej :) Całe opowiadanie opiera się na tej trójce, to że jest dużo Rona, to nie oznacza, że scen z Draco nie będzie. On jest po prostu pewnego rodzaju tajemnicą, którą trzymam tylko dla siebie, bo mam dla niego pewne zadanie :)
UsuńPozdrawiam, L. ;*
Ron jest idealny dla Leire. Pokaże jej uczucie którego na znała wcześniej, da jej poczucie że jest dla kogoś ważna. To jej pomoże. Zastanowjak się kim są rodzice Leire... To chyba największy sekret tego opowiadania. Czekam z zapartym tchem na kolejny rozdział . Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńOdpowiedź na pewno poznamy, ale to raczej na samym końcu :)
UsuńPozdrawiam, L. ;*
Jestem ^^
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie to, dlaczego Molly nie chce, aby Ron spotykał się z Leire, w końcu nad dziewczyną sprawował opiekę sam Dumbledore, więc Pani Weasley powinna mieć do niego zaufanie i wiedzieć, że wychował ją na dobrego człowieka, ale Molly bardziej od Leire woli Hermionę :D Poza tym, Granger mogła powiedzieć kobiecie co nieco o Leire, dorzucając przy okazji swoje trzy grosze, w końcu ona tak bardzo jej nie lubi :D
Ron nie powinien się obwiniać, aczkolwiek Leire czułaby się o wiele lepiej, gdyby był przy niej, wydaje mi się, że nawet kiedy będą razem szczęśliwi, Draco i tak będzie stanowił przeszkodę dla ich związku. Leire nie wie którego z nich ma wybrać, gdyż obydwoje są dla niej ważni, każdy coś dla niej znaczy, ale przy Draco nie poznałaby tego rodzaju miłości, którą pragnie obdarzyć ją Weasley. Biedna Leire, znacznie mniej przykrości spotykało ją, kiedy nie chodziło do Hogwartu, a teraz non stop, coś się jej przytrafia... hmm... intrygująca sprawa z tą miotłą, podobała mi się rola Dracona - wybawcy i przypomniała mi się scena z Kamienia Filozoficznego, niewątpliwie ten ktoś chciał się pozbyć Leire, która wsadza w nos w nie swoje sprawy, gdyż sprawa Dziedzica najwyraźniej wciągnęła ją na całego.
Luna jest sprytna, w końcu nie bez powodu jest Krukonką ^^ Niezmiernie cieszy mnie fakt, że rudowłosa stara się utrzymywać z Lovegood dobre kontakty. Młody Tom musiał je nieźle zaskoczyć, w końcu Voldzio za życia był całkiem przystojny, ciekawe tylko kim były te dwie dziewczyny. Oj, uczniowie chyba nie przepadali za Riddle'm skoro dawał takie "wyjątkowe" kary.
Jeeeju;* Jak pięknie opisałaś emocje, które towarzyszyły Leire podczas rozmowy z Ronem! Wzruszyłam się, a to nie lada wyczyn z mojej strony :) To dobrze, że ruda otworzyła przed nim swoje serce, trzymam za nich kciuki i mam nadzieję, że wkrótce wszystko zacznie się między nimi układać
Ten szkic jest twojego autorstwa? Jeśli tak, to bardzo ładnie wychodzą Ci takie prace, aczkolwiek inaczej wyobrażałam sobie Leire.
Pozdrawiam;*
Prawda jest taka, że Molly coś wie i dlatego zabrania Ronowi spotykania się z Leire, ale więcej nie zdradzę :)
UsuńObecnie w nich problem jest taki, że co by Leire nie zrobiła 1) spędziła resztę życia z Ronem mając w domu małą drużynę piłkarską xD 2) postanowiłaby zbliżyć się do Malfoya i przejść na jego stronę 3) odeszłaby wgl z ich życia - to zawsze ktoś byłby pokrzywdzony, ktoś straciłby przyjaciela, miłość, bądź po prostu zaufaną osobę, a oczywiste jest, że w trójkę sobie życia nie ułożą.
Luna jest jedną z niewielu osób, które nie są przeciw niej, pamiętajmy, że większość Hogwartu - nie licząć Rona, Harry'ego, Luny, Ginny (która obecnie jest w "śpiączce" i może Draco jest przeciw niej.
Szkic nie jest mój, jest to tylko połączenie w PS dwóch rysunków w celu uzyskania rysunku Leire&Ron. :)
Pozdrawiam, L. ;*
Ten rozdział był chyba najsympatyczniejszy ze wszystkich :)
OdpowiedzUsuńByło sporo Luny i cieszę się, że będzie jej jeszcze więcej. Ciekawi mnie śledztwo, w którym pomaga Leire i Ronowi, pewnie już coś o nim powiedziałaś, ale przez moją sklerozę nie pamiętam - tak, jak tego, że są dwa rodzaje Stowarzyszenia. Zresztą, wiele opowiadań chyba będę musiała przeczytać jeszcze raz, w tym Twoje.
No cóż, zapowiadało się miłe, relaksujące popołudnie, a wyszło inaczej. Wszystko przez Molly, gdyby nie zabrała Rona, to Malfoy nie miałby szans się wykazać, ha! Ale nie wiem, czemu ona oczekuje, że dorosły syn będzie słuchał jej wytycznych na temat dziewczyn. Toż to nie arystokracja, że muszą się żenić z wybranymi przez rodzinę osobami. Ale spoko, wypadek Ginny pewnie przesłonił jej cały świat.
Mam wrażenie, że to Malfoy zaczął kombinować z tym listem. Bo on był od niego, tak? Chyba nikt inny oprócz Rona o nim nie wiedział, a rudzielec ma alibi. Nie wiem tylko, po co ktoś miałby robić Leire taką sztuczkę - pewnie żeby ją zabić, ale jeśli to Malfoy, to może chciał się popisać? Chyba nie powinnam dalej snuć pieprzniętych teorii xD Jeszcze do tego ta miotła.
Bardzo ładnie opisałaś uczucia Leire po tym wypadku, jak i scenę z Ronaldem - było słodko, ale nie do przesady. Zawsze zazdroszczę ludziom, którzy umieją opisywać wątki miłosne ;< Mam nadzieję, że nikt nie rozwali tego, co między sobą zbudowali.
Pozdrawiam!
Ron raczej nigdy nie należał do buntowników, a po drugie Molly - jak matka - widzi w nim jedynie dziecko, martwi się o niego i ma pewne informacje, które sprawiają, że powinien trzymać się on od Leire z daleka.
UsuńList był od Malfoya racja. Teorii może być wiele, ja na początku miałam pewną, z którą pisałam ten rozdział, ale teraz wymyśliłam sobie jeszcze bardziej tragiczny obrót sytuacji.
Gdzieś muszę wyładować swoje pomysły i wizje miłosne.
Pozdrawiam, L. ;*
A ten rysunek to czyja robota? Twoja? Bo bardzo mi się podoba ^^
OdpowiedzUsuńAle wróćmy...
Hmm... tak się zastanawiam kto chciał wykraść list Leire. I właściwie po co? Nie był to przypadkiem list od Draco? Co komu po nim? I dlaczego dziewczyna nie mogła go otworzyć? Ja myślałam, że już go przeczytała, ale nic nie mówiła Ronaldowi. Kurcze, kolejna tajemnica, no!
I tak - Draconowi zależy na dziewczynie, to logiczne i wiadome. Tylko jak mógł użyć swoich umiejętności w szkole?Przecież to mogło wzbudzić nie lada sensację i chłopak by miał problemy. No, na szczęście obyło się bez tego, w co wciąż nie mogę uwierzyć, bo każdy się lampił z pewnością na nich. Na pewno ktoś musiał zauważyć! Ale sama postawa Malfoya... No, jak na moje gusta, to zdecydowanie powinien się wstydzić. kto to widział, aby Ślizgon pomagał Gryfonce i w dodatku pozwalał jej się przytulić do siebie? Hahhaa! xd Ale nie, tak ciekawie musiało to wyglądać. Byłoby dobrze, gdyby Ron się nie dowiedział ;d
Nie mniej jednak cieszę się, że !Łizliiii!nie ma sę czego obawiać. Dziewczyna ewidentnie go kocha, więc... może być szczęśliwy. Yeah! Mam nadzieję, że nie zostanie skrzywdzony, bo inaczej zabije chyba -.-
I Molly... rozumiem, że martwi się o dzieci, ale jednak Leire jest podopieczną Dumbledore'a, prawda? Może powinna mu jednak zaufać, a nie wierzyć słowom innych? W końcu Albus raczej nigdy się nie mylił, prawda? :D
No nic, kończę i czekam na następny rozdział. Napisałaś, ze ten jest przejściowy? Buhhahhahaha! Tyle napiszę :D
Niestety, rysunek nie jest mój :)
UsuńList musi się sam otworzyć jak wspominałam w wcześniejszych rozdziałach, nie da go się ot tak otworzyć.
Byli dość daleko, więc uczniowie widzieli ich jak małe mrówki, nie mogli dostrzec, czy użył on różdżki czy nie, zresztą Draco pewnie nawet nie zastanawiałby się nad tym.
Leire nigdy nie będzie chciała skrzywdzić Rona. Nie "zerwie" z nim i tym podobne, bo nie byłaby w stanie odepchnąć osoby, która daje jej tyle ochrony i miłości. :)
Kwestia Molly jest bardziej skomplikowana. To tak jak było z Hermioną, większość pisała, że zachowuje się okropnie, ale potem zrozumiała postępowanie dziewczyny, podobnie jest z Molly.
Pozdrawiam, L. ;*
Po tym rozdziale mam dużo myśli w głowie i mam nadzieję, że większość z nich uda mi się tutaj zapisać ;)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim ujęła mnie końcówka. To wyznanie miłości nie było cukierkowate lub zbyt podniosłe. Nie. Dominowała w nim jakaś subtelność i szczerość - muszę Ci pogratulować relacji, jakie zbudowałaś pomiędzy Leire i Ronem. Może i ich związek nie ma zbyt wielu fajerwerków, ale jest taki, o jakim marzy chyba każda dziewczyna. I ja jestem jego zwolenniczką ^^
Choć muszę przyznać, że o Draco też nie mogę zapomnieć. Bardzo mi się podobało, że Malfoy martwił się o dziewczynę i mimo wszystko pośpieszył jej z pomocą, a potem nie był jakiś złośliwy czy opryskliwy, ale taki trochę zagubiony i smutny...Nie powiem, pomiędzy nim, a Leire też jest coś niezwykłego.
Luna jest sympatyczna i bardzo specyficzna ^^ Cieszę się, że zakolegowała się nieco z Leire. I to zdjęcie - kim były dziewczyny obok Toma?
Molly mnie zdenerwowała. Mam wrażenie, że to Miona jej coś nagadała :P Jestem dumna z Rona, że odmówił. Każdy ma prawo sam decydować, z kim będzie się zadawać ;)
Heh, obrazek bardzo ładny, idealnie pasuje do końcówki rozdziału ;)
A i właśnie miałam się już dawno Cb zapytać - skąd wzięłaś imię Leire? Ono do czegoś nawiązuje czy to po prostu wymyślony zlepek liter? :D
Myślę, że spokój i stabilizacja to coś, co przydałoby się rudowłosej i tego szuka u boku Rona. Nie potrzebne jej fajerwerki. Jednak oczywiście, aż tak kolorowo też nie będzie.
UsuńDraco cały czas przechodzi przemianę o której kiedyś mówiłam. Zależy mi by było to zauważalne w jego zachowaniu :)
Były to jego "koleżanki" z Stowarzyszenia Cienia, tyle mogę powiedzieć :)
Z Molly sprawa jest bardziej skomplikowana, jak to kiedyś było z Hermioną, gdy nie wiedzieliśmy czym się kieruje :)
Nie jest to zlepek, jest to imię, które jest autentyczne. A skąd to już dokładnie nie pamiętam, ale wpisywałam w google coś w stylu "mało spotykane imiona" tylko, że po angielsku i szukałam czegoś co do mnie przemówi i padło na Leire :)
Pozdrawiam, L. ;*
Ojej, nieźle. Cieszę się, że było trochę Luny, uwielbiam te postać <3 tak poza tym... ta kłótnia z Molly o.O Tego się na pewno nie spodziewałam, jednak można zrozumieć w końcu jej powody. No i oczywiście Leire! Ona prawie spadła z miotły... ło... fest. Ale uratował ją Draco, sama nie wiem co o nim już myślę, no serio, on jest taki... taki... nie wiem, no niepewny i niestały, choć chyba wiem w jakim kierunku zmierza (no dobra, mogę tylko się domyślać, ale cicho sza ^^). No i naturalnie ta ostatnia scena <3 Wspaniała! Rozdział świetny, kolejnego jeszcze nie czytałam, ale dziś to nadrobię :)
OdpowiedzUsuń