sobota, 11 maja 2013

Rozdział 20



- Nie natkniemy się na Dumbledore’a przypadkiem? – zapytał po cichu Ron.
Na te słowa dziewczyna wywróciła oczami i pokazała mu, by mówił trochę ciszej. Mimo iż cały Hogwart był pogrążony w głębokim śnie to tutaj ściany miały uszy i w każdej chwili mogli spotkać pannę Norris.
- Najwyżej możesz się potknąć o swoje stopy – odpowiedziała Leire i zaśmiała się po chwili pod nosem, czując jednocześnie jak Weasley obejmuje ją delikatnie w pasie.
Korytarz ciągnął im się w nieskończoność. Było naprawdę późno, bo nawet na obrazach zapanował spokój. Po chwili zimna fala powietrza otulała ich ciała, pozostawiając po sobie nieprzyjemny dreszcz. Harry poprawił po raz kolejny okulary na swoim nosie, odnosząc dziwne wrażenie, że zaparowują one od jego własnego oddechu. Najprawdopodobniej był po prostu zmęczony i obraz rozmazywał mu się przed oczami.
Dookoła panowała martwa cisza. Przez umysł panny Dumbledore przepłynęła niepokojąca myśl - Idealna chwila na kolejny atak. Gdyby Ronowi albo Harry’emu coś się stało, dziewczyna nie wybaczyłaby sobie tego. Nadal ciężko znosiła to, co działo się z Ginny, choć najczęściej tego nie okazywała. Byli już prawie u celu, gdy krew zastygła w ich żyłach, a do ich uszu dobiegł znajomy głos.
- Gdzie idziecie?
W pierwszej chwili cała trójka podskoczyła ze strachu. Czerwonowłosa zacisnęła mocniej swoją dłoń na ręce Rona, a sam Harry w pogotowiu miał różdżkę, ale gdy tylko odwrócili się i połączyli widoczny przed nimi obraz z głosem od razu odetchnęli z ulgą.
- Luna – mruknął Potter, wypuszczając nerwowo powietrze z płuc. – Do gabinetu dyrektora. Chcesz to chodź z nami, a ja zaraz ci wszystko wytłumaczę. – Zaproponował, a ta chętnie ruszyła razem z nimi.
Nie minęło wiele czasu, gdy znaleźli się w komnacie Albusa. Teraz  echo nie roznosiło się dookoła, więc Harry mógł wyjaśnić całość przyjaciółce. W tym czasie Weasley poszukiwał wzrokiem Salazara Slytherina pośród wszystkich portretów w gabinecie.
Rudowłosa zbliżyła się do biurka dyrektora i rozejrzała się po nim. Sama nie wiedziała dlaczego ruszyła w jego kierunku, ale musiała to zrobić. Myślała, że jeśli już tu są to może znajdą jeszcze coś ciekawego. Coś ciągnęło ją w tą stronę. Przyjrzała się różnym elementom na drewnianym blacie i wysunęła dłoń w stronę pióra. Chwilę później chwyciła je w dłoń i zamknęła mocno oczy. Poczuła, jakby ogromna fala przepłynęła przez jej ciało, która skumulowała się w jej głowie, tworząc niewyraźnie obrazy i słowa.

Już nadszedł czas. Dzięki tatku. Im mniej osób wie, tym lepiej dla szkoły. One wszystkie. To na twoich rękach spocznie krew niewinnego człowieka, Albusie. Tak musiało się stać. Jak wytłumaczysz im stratę kolejnego dziecka? Czas przygotować pochówek.

Leire otworzyła szybko oczy. Czuła kropelki potu na swoich dłoniach i czole. Obejrzała się za siebie, ale jej przyjaciele nie zwrócili na nią uwagi. To, co słyszała musiało odnaleźć się tylko w jej głowie. Nie miała pojęcia z czym miała do czynienia i co, to mogło być. Na początku widziała swój pierwszy dzień w Hogwarcie, potem już nic nie było jej znajome. Urywki jakiś rozmów pomiędzy Albusem i drugą osobą.
Jeśli to byłaby wizja, której mogłaby w jakiś sposób zaufać, to widziała, a raczej słyszała przyszłość. Pytanie kogo mogła ona dotyczyć? Kogoś, kto był już pogrążony w bólu związanego z tragedią jednego z dzieci.
Jej wzrok od razu przeniósł się na Rona. Ginny cały czas leżała w szpitalu. Nie było wiadome, co się z nią stanie. Jej rodzice bardzo cierpieli z tego powodu. A to co zobaczyła teraz pokryłoby się z jej koszmarem sennym. Miała wrażenie, że nogi się pod nią uginają. Oparła się o biurko i skierowała na przyjaciół swój wzrok.
Weasley zdejmował właśnie obraz Slytherina, któremu następnie uważnie zaczęła przyglądać się Luna, a Potter uchylił delikatnie usta i z małej szpary w ścianie wyciągnął coś, co przypominało małą księgę. Cała trójka wpatrywała się w owy brudny i zakurzony przedmiot.
Brunet przetarł dłonią okładkę, ale nie było na niej napisane nic szczególnego. Delikatnie rozpieczętował ją i otworzył. Na jego twarzy pojawiło się jeszcze większe zadziwienie. Zaczął przewracać kartki i szukać czegoś. Jakiegoś małego zaklęcia. Chociaż słówka albo literki, ale nie było tam nic. Został to i odsunął się na bok. Ron dostrzegł zdenerwowanie przyjaciela i od razu odezwał się.
- Może on działa jak dziennik Riddle’a. – Zaproponował.
Luna nie straciła entuzjazmu i ruszyła w stronę biurka, wyciągnęła rękę po piórko i chwyciła je, słysząc.
- Nie!
 Dźwięk ten dobiegł ust panny Dumbledore. Cała trójka spojrzała się na nią, a ona poczuła jakieś ukłucie w żołądku. Nie chciała teraz wszystkiego tłumaczyć.
- Tylko nie zniszcz tego pióra – dodała tylko po to, by przestali się jej przyglądać.
Podeszła z panną Lovegood do ich znaleziska i przyjrzała się mu uważnie. Weasley w tym czasie rozmawiał po cichu z Harrym. Brunet zbladł i okazywał oznaki podenerwowania, jednak jeszcze był cierpliwy. Blondynka napisała kilka słów na papierze, jednak po chwili zniknęły one, a w ich miejscu zaczęły tworzyć się inne słowa. Już mieli się cieszyć, że ten przedmiot działa tak samo, gdy Leire przeczytała na głos.
- „Brak zaklęcia”.
Zabrzmiało to trochę śmiesznie dla rudowłosej. Lecz te słowa całkowicie wyprowadziły z równowagi Harry’ego. Opuścił on gabinet, a jego przyjaciel poszedł od razu za nim. Dziewczyny nie czekały długo i odeszły z miejsca ich małej zbrodni po odłożeniu obrazu na miejsce.
- Harry, czekaj. Mamy to, jeszcze nic nie jest stracone.
Ostatnio kontakty chłopców poprawiły się znaczenie. Nauczyli się oni znowu ze sobą rozmawiać, bo znaleźli wspólny temat - Ginny. Jednak Ron cały czas obserwował jak Potter zmienia się z dnia na dzień. Stan, w którym znajdowała się Gryfona okropnie wpływał na chłopaka.
- Nic? Wszystko. Nie wiemy wiele. Szukamy czegoś, nawet nie wiedząc po co. Utknęliśmy w martwym punkcie i nie mamy nad niczym kontroli, a ktoś zabiera nam naszych bliskich! Nie możemy nic zrobić! 
Harry był całkowicie zdruzgotany. Na co dzień wyglądało, że się trzyma, ale narobił sobie ogromne nadzieje i teraz czuł się nich pozbawiony. Miał dość słów, opowiastek i domysłów, chciał realnych dowodów na to, że mogą jakoś sobie poradzić z tym wszystkim.
W tym momencie księga, którą trzymała Leire w swoich dłoniach opadła na podłogę. Rozległ się huk, a dziewczyna wpatrywała się w Gryfona. Ron wykonał krok w tył i stał już u boku ukochanej. Nigdy czegoś takiego nie widział i chętnie uciekłby stąd najszybciej jak się da, ale dziewczyny nie drgnęły, więc on też nie chciał. Jedynie na twarzy Luny pojawił się delikatny uśmiech. Jako jedyna odważyła się ruszyć do przodu.
- Harry. Ty świecisz.
Jej przenikliwy głos przedarł się przez natłok myśli rudowłosej i przez moment wywołał nawet uśmiech na jej twarzy. Nie ma to jak odpowiedni dobór słów.
Potter faktycznie „świecił”, jak to ujęła trochę niefortunnie Luna. Wokół niego wytworzyła się pewnego rodzaju aura. Niewielka, ale dość wyraźna ponieważ była złoto-czerwona. Wzmocniła się w chwili, gdy w chłopaku panowało najwięcej złości, co było widocznie na jego ściągniętej twarzy i zaciśniętych dłoniach. To tak jakby moc, którą posiada w sobie czarodziej, która później wynika z jego różdżki unosiła się wokół chłopaka.
- Przyznam, że ukrycie powątpiewałem w twoją legendę, ale teraz już wierzę ci całkowicie – powiedział dość cicho Ron nad uchem Leire. 
Czyli to było właśnie to. Rudowłosa opowiadała o różnych poziomach mocy, o tym, że wynikała ona z nich samych. Harry miał się okazać przywódcą Stowarzyszenia i teraz było pewne, że nim był. On jako pierwszy mógł wyzwolić w sobie moc, bo to on miał powołać Stowarzyszenie do życia. Leire nie miała pojęcia jak, ale wiedzieli już, że to faktycznie padło na niego.
Sam chłopak wyglądał na zszokowanego. Jego gniew zaczął zamieniać się w strach i wtedy cała aura zaczęła stopniowo znikać. Podobnie czuł się, gdy kupował pierwszą różdżkę, podoba siłą przez moment wtedy go wypełniła, ale to trwało tylko chwilę.
- Patrzcie!
Przemówiła ponownie Luna, wskazując na ścianę. Energia, która biła od chłopaka sprawiła, że na ścianie odkrył się jakiś napis. Dziewczyna przeczytała te słowa na głos. Wyglądało to na zaklęcie. Harry cały czas patrzył się na swoje dłonie i nie mógł w to wszystko uwierzyć. Po chwili Ron był obok niego, wypytując jak się czuł i czy wszystko z nim w porządku. W tej chwili Leire stanęła obok blondynki, dodając.
- Znam to zaklęcie. Jest w moim pamiętniku, tylko jest krótsze, jakby niedokończone. I nie mam pojęcia do czego służy, nawet nie wiem skąd się tam wzięło.
Po tych słowach Ron i Harry zaczęli przyglądać się dziewczynie. Z kolei Luna wpadła na pewien pomysł i podniosła księgę z ziemi. Zaklęcie zniknęło już całkowicie, ale jeśli pojawiło się raz to musiało się tam znajdować. Coś musiało je ukrywać, a Harry mógł je odblokować. Lovegood posłużyła się odpowiednim zaklęciem, które odkrywało wszystkie tajemnice i słowa ponownie pojawiły się przed ich oczami. Dzięki różdżce sprawiła, że zaklęcie przeniosło się do księgi i o dziwo zostało w niej. Kartki same przesunęły się i słowa osiadły na stronie.
Pozostała trójka wpatrywała się w to zjawisko z uchylonymi ustami. Luna uśmiechnęła się delikatnie, gdy pod zaklęciem zaczął samoistnie pojawiać się jego opis. Wystarczy było je wprowadzić, by dowiedzieć się do czego służy. Na końcu księga sama się zamknęła, a na jej okładce pojawił się wyraźny napis.
- „Zaklęcia Stowarzyszenia Cienia dla zwykłego czarodzieja nie do spostrzeżenia”.
Cała czwórka zaczęła wpatrywać się w siebie. Mieli to. Własność, która kiedyś należała do prawdziwego Stowarzyszenia. W którym znajdowały się zaklęcia przeznaczone specjalnie dla wybranej trójki. W niej miał znaleźć się Harry, który nie miał już co do tego wątpliwości, ale cały czas był przestraszony tym co go spotkało. Postanowili, że to on weźmie księgę, bo ona do niego należy. Potem wszyscy usunęli się do własnych komnat. Musieli przemyśleć to co się wydarzyło. Trzeba było jakoś przygotować Pottera do jego misji i znaleźć resztę zaklęć.

* * *

Leire i Ron od tej pory zachowywali się jakby otrzymali ogromny zastrzyk energii. Byli podekscytowani odkryciem i tym, że w końcu posiadają namacalne dowody istnienia Stowarzyszenia. Harry cały czas był lekko przestraszony. To, co z nim się działo było trudne do zrozumienia. Rudowłosa próbowała mu pomagać. Opowiadała mu o wszystkim co było powiązane z legendą i szukała nowych informacji co raczej było trudnym zadaniem. Luna wyglądała na najmniej podekscytowaną, ale z drugiej strony chętnie zagłębiała się w zaklęcia, które odkryli. Oczywiście nie miała ona zamiaru ich używać, bo wiedziała, że mogłoby to skończyć się czymś nieprzyjemnym.
Gdy w księdze pojawiło się pierwsze zaklęcia i historia to pewne wskazówki także ujrzały światło dzienne. Zostało tam napisane, by osoby niepowołane do Stowarzyszenia nie próbowały używać tej magii, bo mogłaby ona okazać się dla nich śmiertelna. Dzięki temu nikt nie miał zamiaru wypowiadać na głos choć sylaby z całego zbioru, który udało im się uzbierać.
Po kolacji korytarzami przechadzał się Harry. Dzięki różdżce szukał innych zaklęć na murach Hogwartu. Potter dostał ten nakaz. Musiał teraz o siebie dbać i się wysypiać, więc musiał iść na pierwszy ogień. Po nim przychodziła pora na Rona. Jemu najmniej pasowało, by chodzić nocą samemu po zamku, ale nie miał innego wyjścia. Weasleya zmieniała Leire, która włóczyła się chyba najdłużej ze wszystkich. Na koniec oddawała księgę Lunie, która i tak skarżyła się, że nie może spać. Blondynka z ogromną chęcią poszukiwała nowych odkryć. Leire wracała do swojej komnaty gdzie zawsze czekał na nią Ron. Stwierdził, że nie uśnie spokojnie, wiedząc, że ona kręci się po szkole i może stać się kolejną ofiarą. Stał na czatach, wytężając słuch i obserwując Leire przez mapę Huncwotów. Gdy wracała, a w sypialni spotykała chłopaka na jej twarzy zawsze pojawiał się uśmiech. Po tylu samotnie spędzonych chwilach, chłodnych i zapłakanych nocach, teraz miała obok kogoś, kto tulił ją do snu.
W ten sposób udało im się zapełnić praktycznie całą księgę. Harry myślał, że zajmie im to więcej czasu, przynajmniej miał taką nadzieje. Pozostała trójka stwierdziła, że powinien on rozpocząć treningi. Nie wiedzieli jak to powinno wyglądać, jednak Potter musiał się przygotować. Luna obiecała pomóc mu od strony technicznej. Tłumaczyła dokładnie wszystkie zaklęcia w taki sposób, że brunet łatwo je zapamiętywał. Leire i Ron zaproponowali pomoc w realnych treningach.
Do tej pory Harry uderzał w powietrze lub wyimaginowaną postać. Twierdził, że nie powinien ćwiczyć bezpośrednio na kimś, bo może wyrządzić mu przypadkiem krzywdę. Czerwonowłosa rozumiała to podejście, choć i tak była uparta. Zapowiedziała, że od przyszłego poniedziałku zaczną działać i nie ma przebacz.

* * *

Ron wracał właśnie od siostry i miał iść zmienić Harry’ego. Był piątek, a oni zamiast odpocząć, pójść wcześniej spaść lub po prostu poprzebywać we swoim towarzystwie, kończyli spisywanie zaklęć. Gdy szedł niekończącym się korytarzem, pocieszała go tylko myśl, że potem zobaczy się z Leire. Przypominając sobie o jej szaro-zielonych tęczówkach zamyślił się i niespostrzeżenie natknął się na drobną postać.
Od razu przeprosił, a potem zdębiał. Uśmiech zniknął z jego twarzy i pojawiło się zakłopotanie. Weasley na początku nie wiedział co ma powiedzieć, jedynie wyszeptał jej imię.
- Hermiona.
Jakby chciał powiedzieć coś dalej, lecz nie potrafił tego ująć w słowa. Gryfonka obdarzyła go stęsknionym spojrzeniem, ale potem otrząsnęła się i spoważniała. Ron przeniósł wzrok na jej towarzysza i ściągnął brwi lekko zaskoczony.
- Neville?
Jego głos zabrzmiał skrzecząco, co było spowodowane licznymi wyobrażeniami w jego głowie. Piątkowy wieczór, a ta dwójka razem, spacerująca korytarzami Hogwartu. Nie rozumiał dlaczego, ale poczuł się dość dziwnie. Nie pomagał mu fakt, że patrzył na bruneta trochę z dołu. Nawet nie zorientował się kiedy chłopak tak urósł.
- Nam się śpieszy – powiedziała szybko i pociągnęła Neville’a za sobą. Weasley dalej czując się zmieszany poszedł na swoją wartę.
Brunet nie odzywał się tylko szedł u jej boku. Granger musiała ochłonąć, bo czekało ją trudne spotkanie, na którym nie mogła się stresować. Przekroczyli próg biblioteki i pozapalali lampy naftowe, które tylko wytworzyły tajemniczy nastrój. Hermiona rozejrzała się dookoła, ciesząc się, że jej zaproszenie zostało odebrane praktycznie przez wszystkich. Przy stole znajdowali się: Hanna Abbott, Ernie Macmillan, Anthony Goldstein i Padma Patil.
- Chciałam was powitać i podziękować, że zdecydowaliście się przybyć na nasze nieoficjalne spotkanie…
- Nieładnie tak zaczynać bez wszystkich.
Wypowiedź ta przerwała zaplanowany monolog Hermiony. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i zbliżyła się do zgromadzonej grupki. Pansy spojrzała na każdego po kolei, po czym wywróciła oczami i przeniosła wzrok na pannę Granger.
- Wydawało mi się, że jednak się nie przyłączycie.
W jej głosie można było wyczuć ogromne zdziwienie. Oczywiście Parkinson na każdym kroku pokazywała swoim zachowaniem, że ma ich wszystkich głęboko w poważaniu, ale jednak przyszła.
- Tylko… co on tu robi? To spotkanie prefektów.
Na to pytanie Blaise zmrużył oczy i utkwił wzrok w Hermionie. Miał co do niej swoje zdanie i nie miał zamiaru go zmieniać.
- Draco jest obecnie… nieosiągalny. Blaise tak jakby go zastępuje. Zresztą. Czepiasz się, a on co tu robi?
Ze znieważeniem wskazała na Naville’a i zaśmiała się pod nosem. Był on jedną z ulubionych kukiełek do zabawy Ślizgonów, więc jego obecność tutaj wydawała się dla niej śmieszna.
- Zastępuje Rona. On też jest… nieosiągalny – powiedziała Hermiona i swój wzrok skierowała prosto na twarz Pansy.
W tym momencie doszło do czegoś, co można by zaliczyć do wydarzeń praktycznie niemożliwych. To był fenomen. Hermiona Granger i Pansy Parkinson odnalazły przez moment nić porozumienia między sobą. Nie musiały się odzywać wystarczy, że spojrzały sobie w oczy. Znajdowały się na bardzo podobnych pozycjach. Gryfonka zadłużona w Ronie ciężko znosiła jego związek, a Ślizgonka odkąd pamięta uganiała się za Draco, który teraz nie interesował się nikim więcej niż Ofelią.
Zapadła nieprzyjemna cisza. W normalnej sytuacji Pansy, widząc Hermione powiedziałaby coś niemiłego, ale w tej chwili zastopowała nawet Zabiniego, który w pewien sposób czuł się poniżony, przebywając w obecności szlamy. Bez zbędnych słów zajęli miejsca i mimo iż trzymali się z daleka, to z ogromnym zainteresowaniem wysłuchali pomysłu Granger.
Hermiona miała opracowany praktycznie cały plan. Oczywiście nie dało się go wykonać od razu, trzeba było się do niego w odpowiedni sposób przygotować, ale został on pozytywnie przyjęty. Krukoni od razu zgodzili się. Padma, która odgrywała tam znaczącą rolę straciła dwie bliskie osoby i była zdesperowana. Hanna jako Prefekt Naczelny czuła się zobowiązana do podjęcia pewnych działań. Ernie nie podchodził do tego z ogromnym entuzjazmem, ale stwierdził, że pomoże. Ślizgoni też zgodzili się, jednak pod warunkiem, że nie będzie już żadnych durnych spotkań, tylko zaczną działać.
- W takim razie wszystko jest jasne. Musimy zareagować, to jest nasz obowiązek. Susan, Cho, Ginny i Milicenta. Nie pozwólmy, by to grono powiększyło się.
 Hermiona niepewnie wypowiedziała ostatnie imię i zerknęła w stronę prefektów z Domu Węża. Ślizgonka przebywała podobnież w Św. Mungu, ale nie wspominała o tym co się wydarzyło. Wyszłoby na to, że jako jedyna wyszła cało z ataku. Przynajmniej zakładano, że był to kolejny atak.
- Położymy temu kres. Razem. Niech Leire dowie się w końcu kim naprawdę jest, a my udowodnimy, że mamy racje. Już niedługo Hogwart ponownie będzie bezpieczny. Mam nadzieje.
Ostatnie słowa powiedziała pod swoim nosem. Sama nie miała już wiele siły na to wszystko. Gdyby nie Neville to zostałaby zupełnie sama. Ale teraz czuła się trochę lepiej. Mieli plan i ludzi, którzy byli pewni, że będą działać. Wystarczyła jej ich ósemka. Nie była pewna czy może im wszystkim ufać. Ernie podchodził z dystansem. Krukona w ogóle nie znała. A Ślizgoni to Ślizgoni.
Niedługo potem wszyscy rozeszli się do swoich dormitoriów. Hermiona cały czas rozmawiała z Nevillem choć już o całkiem innych sprawach, niezwiązanych z ich tajemniczym spotkaniem. Z kolei gdy inna dwójka oddaliła się na bezpieczną odległość, Blaise zapytał.
- W sumie. Czemu ja, a nie Dafne? – zapytał z lekkim zdziwieniem w głosie. Pansy wykręciła oczami, twierdząc, że było one całkiem niepotrzebne.
- Ona ostatnio zachowuje się dziwacznie. Jest rozemocjonowana i zmienia co chwilę punkt zainteresowania. Na początku roku szkolnego latała za Nottem, ostatnio ugania się za tobą i raz, przez chwilę miała nawet zamglone oczy… Ugh! Potterem! 
Parkinson okazała swoje obrzydzenie jakby faktycznie Harry należał do mało urodziwych chłopców, choć większość dziewczyn widziało w nim sympatycznego młodzieńca. Pansy podchodziła do tego inaczej, dla niej było niegodne obcowanie, a już w ogóle zauroczenie się w kimś takim. Zabini przyznał jej rację, co do Dafne. Jednak czuł się dobrze z tym wyróżnieniem. Z Draconem miał na pieńku, a teraz pewien sposób zajął jego miejsce. Dla niego lepiej nie mogło się to potoczyć, w końcu miał prawo głosu.

________________________________________________________

Jak widać rozdziały mogą pojawiać się nieregularnie. Ten był niebetowany, więc błędy są, nie musicie mi o tym mówić. A co do waszych pytań pod ostatnim rozdziałem.
Pytaliście kiedy będzie Hermiona i proszę bardzo, akurat wyczułam kiedy się za nią stęsknicie xD
Jeśli chodzi o Rona to wątpię, żeby w najbliższym czasie była możliwość, by odkochał się w rudowłosej.
Porównanie do Syriusza – hmmm, nie chciałabym za wiele mówić, zgadujcie czy to wskazówka dla was, czy podpucha :)
Nott i jego zachowanie wobec Leire – powiedzmy, że on też ma pewnego rodzaju „misje” ;P
Czy tragiczny sen Leire się spełni dowiemy się w rozdziale 22 :D (zbliżamy się do końca)
Mam u was zaległości, wiem. Zacznę nadrabiać od 20, bo będę miała wtedy trochę wolnego.
Pozdrawiam,
Leire

6 komentarzy:

  1. No proszę, jest i Granger! Czyli jednak wciąż próbuje udowodnić wszystkim, jaka jest Leire. Wciąż jestem na nią zła za to, że po prostu jej tego nie powie. By z nią porozmawiała i może więcej by zdziałała, aniżeli tak knuć przeciwko niej w ukryciu. Neville oczywiście jest lojalny, jak to on, chociaż też powinien przemówić Granger do rozsądku.
    Leire znów ma wizje. Dość interesujące. Jestem ciekawa jaką rolę Ona odgrywa w tym Stowarzyszeniu Cienia.
    Harry już wie, że jest przywódcą i dobrze mu idzie odnajdywanie nowych zaklęć. Normalnie, czekam na rozwiązanie tych wszystkich zagadek. Szkoda, że zbliżamy się do końca. Masz w planach jakąś inną opowieść? Bo będę tęsknić...
    Pozdrawiam,
    Eileen

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez całe patrolowanie korytarzy i chwile, w których Ron i Leire zostawali rozdzieleni powtarzałam "nie, nie, tylko nie to, Ron nie umrze, nic go nie zaatakuje". Więc wprowadziłaś mnie w stan napięcia, teraz na każdym kroku zauważam idealną sytuację na morderstwo, "o nie, to już koniec", "nie patroluj korytarzy samotnie, nie lepiej razem z kimś innym?" i takie tam.
    I cieszę się bardzo z Hermiony, "kujoni do boju!". Oczywiście cała grupa to nie kujoni, ale i tak :)
    Czekam z niecierpliwością na rozdział 22 i nie tylko
    pozdrawiam, czasu i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybacz, że znów mam opóźnienie. Cieszę się, że pojawiło się tu coś nowego. Oczywiście mam nadzieję, że uda Ci się ukończyć tę historię(szkoda tylko, że będzie to już za niedługo). A nieregularnie dodawanie rozdziałów akurat rozumiem xD

    Ta notka naprawdę mi się podobała. Z Leire w dalszym ciągu dzieją się niezrozumiałe rzeczy. Za to ,,świecący'' Harry i dziennik Stowarzyszenia Cienia... To dopiero ciekawa sprawa ^^

    No nie wierzę. Hermiona namówiła wszystkich prefektów do ,,walki'' z Leire. To już jest jakieś przegięcie ;) Rany, sama nie wierzę, jak wielką niechęcią ją tutaj darzę. Aczkolwiek podobała mi się ta nić porozumienia z Pansy - ją jestem akurat w stanie zrozumieć.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj,
    jestem, późno, jak wszędzie. Znów mam zaległości- w pisaniu i czytaniu.
    Hermiona- zaskakująca kreacja. Zrobiłaś z niej niezłą wredziochę. Zawzięła się na Leire i próbuje do tego przekonać innych. Jestem ciekawa, jak dalej to poprowadzisz, ale fascynujące jest to, że Twoja autorska postać się wybroniła i to Hermiona jest postrzegana jako ta zła. Nie czytałam chyba o czymś takim.
    Ciekawa scena pomiędzy nią a Pansy, nigdy bym nie pomyślała, że to faktycznie ma sens, że dziewczyny znajdą się w podobnej sytuacji i że coś je połączy.
    Rozbawił mnie tekst Luny i fajnie, że znów występuje.
    Coś już wiemy na temat Stowarzyszenia, pojawia się dziennik, ale jaka jest rola Leire w tym wszystkim, dalej nie wiemy.
    Czekam na NN. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. O rany, wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale tyle miałam na głowie... no nic, ważne, że udało mi się w końcu wpaść :).
    Rozdział przeczytałam jednym tchem i podobał mi się tak samo jak wcześniejsze posty. Ładnie i ciekawie opisany, oczywiście pojawiły się na początku błędy, ale nie będę ich już pisać, bo jak powiedziałaś - wiesz, że są :).
    Cały czas byłam taka spięta, bo się bałam, że komuś znowu coś się stanie, ale na szczęscie - żyją! (jak na razie...)
    Zastanawiająca jest ta wizja rudowłosej i tak sobie pomyślałam: jaki będzie następny krok Albusa? Mam nadzieję, że w następnym rozdziale pojawi się coś na ten temat.
    Widzę, że Harry dość dobrze sobie radzi w nowej roli. Trzymam za niego kciuki... zresztą, wątpie, aby miał jakieś problemy z nauką tych zaklęć. Bo to prawie jak OPCM ;p.
    I jest Hermiona... serio, ona mogłaby w końcu pomyśleć - a Neville, choć lojalny, też mógłby coś tam mruknąć. Myślę, że Miona dałaby radę jeszcze raz spróbować pogadać z Leire, a nie tak od razu jakieś konspiracyjne akcje... Mimo wszystko, jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko wyjdzie xD.

    Hmm, no ja mam nadzieje, że Ron szybko się odkocha w Leire, bo naprawdę polubiłam ich jako parę ;p.

    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ ta Hermiona jest uparta. Wbiła sobie coś do głowy i teraz nie daje się przekonać. A szkoda. Bo gdyby wreszcie zaufała Leire, odzyskałaby przyjaciół. A jej energię i zapał do pracy mogliby wykorzystać przy zapełnianiu książki zaklęciami. Jestem pewna, że z nią skończyliby o wiele szybciej. A tak muszą się pilnować, żeby Gryfonka o niczym się nie dowiedziała i im nie przeszkodziła. To dziwne, że stali się dla siebie prawie wrogami. Dziwne i smutne.
    Kiedy przeczytałam "Harry. Ty świecisz", usłyszałam w głowie głos Luny i wybuchnęłam śmiechem. Ona to potrafi wszystko ładnie podsumować. Dobrze, że Harry ujawnił swoją moc. Coś mi się wydaje, że w nastepnym rozdziale może być następna ofiara, dobrze więc, żeby gotowy był ktoś, kto wreszcie zrobi porządek z tymi atakami.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń