Nadeszła sobota. Powoli dochodziło już
południe, a Leire dalej siedziała w pokoju. Spędziła pół nocy, sprawdzając czy
na pewno spisali wszystkie zaklęcia. Od rana Potter miał się wziąć do treningów
z Luną, więc powinni mieć wszystko. Rudowłosa chciała mieć taką pewność i
położyła się dopiero nad ranem. Jednak niedługo potem uświadomiła sobie, że
była to okropna decyzja.
Sny
powróciły. Z każdym dniem były coraz bardziej wyraźne, lecz co najgorsze, nie
dawały jej nowych dowodów. Ukazywały tylko jeszcze bardziej brutalniejsze
sceny, które sprawiły, że dziewczyna budziła się z krzykiem. Nie potrafiła w
żaden sposób nad tym panować. Próbowała nawet działać jakoś zaklęciami, ale nic
nie skutkowało. Co noc musiała przeżywać to samo… śmierć Rona.
Potrząsnęła
głową po raz kolejny, wybijając tą myśl z głowy. To było niemożliwe. Po prostu nie mogło się
spełnić. Jaki byłby sens tego, gdyby nie mogła jakoś temu zapobiec? Próbowała
sobie tłumaczyć to na różne sposoby, jednak ciarki nadal przechodziły przez
ciało, a włosy stanęły jej dęba, gdy ktoś nagle wparował do pokoju.
-
Żebyś widziała, co robi Harry!
Weasley
wpadł jak do swojej komnaty. Był już tak przyzwyczajony do tego miejsca, że nie
krępował się w ogóle. Ostatnio i tak spędzał tutaj więcej czasu niż u siebie.
-
Ale podziwiam Lunę, że ma do niego taką cierpliwość, bo cały czas myli
zaklęcia, choć ja i tak nie pamiętam żadnego, ale nawet nie chce pamiętać i…
-
A przyszedłeś tu, bo…? – odezwała się, przerywając jego długi monolog.
Siedziała nieruchomo, a on w tej chwili zatrzymał się i uspokoił. Spoważniał
nieco, gdy zawadiacki uśmieszek zginął z jego twarzy.
-
Trochę przeszkadzałem i Harry nastraszył mnie ogromnym pająkiem, bym pozwolił
im w spokoju poćwiczyć.
Na
samą myśl Ron wzdrygnął się. Cały czas przed oczami miał obraz jego ślepi,
kilku odnóży i długich włosów. Żołądek podskoczył mu do gardła, tak, że musiał
głośno przełknąć ślinę. Dostrzegł dziwne zachowanie czerwonowłosej. Zbliżył się
do niej i usiadł obok, jednak gdy zaczął się jej przyglądać ta uśmiechnęła się
od razu i udawała rozpromienioną.
-
Może zrobimy sobie przerwę? – Ron umilkł i zbladł natychmiast. Leire ściągnęła
brwi i od razu zaczęła kręcić przecząco głową.
-
Nie o to mi chodziło. Przerwę od tego wszystkiego. Cały czas gonimy za czymś,
chciałabym odpocząć. Mamy weekend, może… Może spędzimy go u mnie w domu? Co ty
na to? Tylko ty i ja… i ewentualnie Izolda.
Panna
Dumbledore w końcu uśmiechnęła się szczerze, wspominając skrzata domowego. Nie
ułatwiałby on im pobytu tam, ale przynajmniej nie byłoby nudno. Jej zadowolenie
okazało się większe, gdy dostrzegła aprobatę na twarzy Weasleya. Chłopakowi
wydawał się to niezły pomysł, zważając na ostatnie wydarzenia.
-
To chodźmy – powiedziała nagle i spotkała się ze zdziwieniem ze strony
chłopaka. – Tak, teraz. Co nas tu trzyma? Możemy wstąpić jedynie na piwo
kremowe i znikamy, chodź.
Tym
razem nie chciała wchodzić w dyskusje. Miała zamiar zabrać Rona daleko stąd.
Jej wizje były coraz silniejsze, więc wnioskowało, że to powinno wydarzyć się
niedługo. Przeczuwała, że to musi stać się na terenie Hogwartu, więc
przebywanie poza nim było najlepszym wyjściem.
*
* *
-
Widziałeś jego minę?
Zaśmiała
się po raz kolejny, jednocześnie przekraczając próg domu. Cały czas w głowie
miała wyraz twarzy mężczyzny, jego wyłupiaste oczy i uchylone usta, gdy Leire
zaczęła z nim flirtować. Była to pewnego rodzaju jej zabawa, bo już starszy pan
cały czas kręcił się obok nich w Dziurawy Kotle, jakby podsłuchiwał.
-
To mogło się skończyć zawałem – powiedział nagle, ale po chwili wybuchł
śmiechem.
Sam
nie był w stanie utrzymać powagi. Gdy wszedł do środka od razu zaczął się
rozglądać. Chciał być tym razem przygotowany na atak ze strony Izoldy jednak
nie było nic słychać.
-
Zrobię herbaty – dodała i ruszyła w stronę kuchenki.
Powoli
zbliżał się wieczór, więc zrobiło się chłodno. Szczególnie, że jej dom był
obecnie opuszczony i od dawna nikt nie palił w piecu, by go ogrzać.
-
Ciekawe jak daje sobie rade Harry – powiedział nagle Ron, rozglądając się dalej
nieufnie. Przyjrzał się każdemu małemu elementowi, ale nie dostrzegł małego
skrzata. Odetchnął z ulgą i usiadł przy
stole.
-
Nie mówmy o nim. Ani o nikim innym. Nie dziś.
Po
chwili przerwy z jej ust wybiegło pośpiesznie kilka słów. Weasley spojrzał się
w jej kierunku nieco zaniepokojony. Rudowłosa spojrzała się na niego przez
ramię.
-
To miejsce ta… Albusa.
Ugryzła
się w język. W domu zawsze zwracała się do niego „tato”. Tylko tutaj mogła
robić to swobodnie, ale teraz zablokowało ją coś. Ron wydawał się coraz
bardziej niespokojny. Nie rozumiał, dlaczego dziewczyna koniecznie chciała
uciec od Hogwartu. Nie mógł odkryć, co siedzi w niej w środku. Mimo ich
bliskich relacji, Leire cały czas blokowała dostęp do siebie, co wyrządzało ból
chłopakowi. Winił siebie za to, że nie jest w stanie do niej dotrzeć. Nie mógł
jej pomóc choć bardzo chciał.
Panna
Dumbledore odwracała się w stronę blatu, by chwycić drugą filiżankę, ale ta
omsknęła się jej z dłoni. Próbowała ją chwycić, lecz skończyło się na huku
tłuczącego się szkła na blacie i cichego syku dziewczyny spowodowanego
poparzeniem.
Wealsey
wstał od razu i podszedł do niej. Chwycił jej dłoń i szybko wskazał, by
wsadziła ją pod zimną wodę. Leire wykonała jego polecenie i cały czas
wpatrywała się w swoją skórę, która stawała się coraz bardziej czerwona. Na
moment uniosła twarz i zerknęła w stronę chłopaka.
Jego
oczy nie drgnęły z obrazu jej dłoni. Widziała w nich tyle troski i
opiekuńczości. Nawet jednej dziesiątej tego nigdy nie dostrzegła w tęczówkach
Albusa. Właśnie to uwielbiała w Ronie. Za to go kochała. Uświadamiała sobie to
za każdym razem w drobnostkach, codziennych błahostkach. Jednak nadal nie mogła
się przemóc. Nie była w stanie tego powiedzieć, ale zawsze mogła to okazać.
Drgnęła
w jego kierunku i musnęła delikatnie jego wargi. Ron wydawał się lekko
zaskoczony. Nie licząc pamiętnej nocy, to on zawsze wychodził z inicjatywą.
Dziewczynę zawsze coś blokowało wewnętrznie.
Po
chwili odsunęła się, uśmiechając się delikatnie i sprawiając, że Weasley z
zadowolonym wyrazem twarzy wpatrywał się w nią.
-
Może odpuścimy sobie herbatę.
Zaproponowała
czerwonowłosa i chwyciła go za rękę, kierując się do swojego pokoju. Tam
najlepiej spędzało się jej czas. Miała ochotę teraz przytulić się do Rona i w
jego ramionach zanurzyć się w głębokim śnie.
-
A dłoń? Zostanie ci ślad. – Zaprotestował nagle przez moment, stając w miejscu.
-
Nie pierwszy, nie ostatni.
Przypomniała
mu i szła dalej. Nie przejmowała się tym, zresztą takimi małymi sprawami nigdy
nie zaprzątała sobie głowy.
-
Nie dbasz o to? Tak jak o tą bliznę na klatce piersiowej?
Ron nagle spoważniał. W sumie nie miał
pojęcia, dlaczego to powiedział. Ta sprawa cały czas go intrygowała. Usłyszał
mnóstwo historii, ale o tej jednej Leire nic nie wspominała i teraz
automatycznie nasunęły mu się te słowa na język.
Stanęła
w miejscu, słysząc jego głos kilka metrów za sobą. Odruchowo położyła dłoń na
żebrach i opuściła głowę. Nie stresowała się w wielu sprawach, nie licząc tych
miłosnych, a teraz wyglądała na zagubioną. Nie chciała o tym mówić, wiedząc, że
może to zostać w różny sposób odebrane.
-
Nie mówię o tym, bo… to jest związane z Draco. A o nim chyba nie chcesz słuchać
– skomentowała natychmiast.
Karciła
siebie w duchu za to, ile Ron wysłuchiwał na jego temat zanim dowiedziała się o
jego uczuciach. Nie potrzebne były mu kolejne historie.
-
Zaczekaj – Nawet nie brzmiało to jak prośba. Podszedł do niej bliżej i stanął
przed nią. Zbladł natychmiast i wszelkie resztki radości zniknęły z jego
twarzy. – On to zrobił?
Ronald
zachowywał się jakby był gotowy iść na wojnę z Malfoyem. Rudowłosa nie lubiła
go takiego. To nie ten uśmiechnięty, zabawny i zatroskany Ron. Ten był odważny
i nieprzewidywalny. Tłumaczyła sobie takie zachowanie hormonami, ale i tak
wolała to wyjaśnić.
-
Nie. Możesz być pewien, że to nie on. Ale po prostu nie poruszajmy tego tematu,
dobrze?
Próbowała
jakoś załagodzić tą sytuację. Lecz jej kąciki ust nie chciały drgnąć ani na
milimetr. Jedynie jej dłoń pogładziła czule policzek chłopaka, który chyba
powoli się uspokajał.
-
Nie ufasz mi? – zapytał.
To
nie był pierwszy raz kiedy te słowa cisnęły mu się na usta. W końcu musiał się
odezwać. Szukał miejsca, w którym znajdowałby się problem, który nie pozwalał
dziewczynie na całkowite otwarcie się przed nim.
-
Nikomu nie ufam tak jak tobie. To nie chodzi o ciebie, tylko o mnie…
Zatrzymała
się na moment. A może przyszedł czas, żeby podzielić się też tą historią?
Poczuła jak wszystkie siły ją opuszczają, ale zaczęła też czuć potrzebę, by opowiedzieć
mu także tą. Zaprowadziła go do swojego pokoju. To było bardziej odpowiednie
miejsce niż korytarz.
Gdy
usiedli na łóżku, ta jeszcze moment się wahała. Bała się, że po tym, co powie
Ron przestanie na nią patrzeć tak jak teraz. Nie będzie już widzieć w niej tyle
siły i odwagi. Zrujnuje w jego oczach wybudowany obraz jej osoby. Lecz musiała
zaryzykować.
~
Witajcie po długiej przerwie. Mam nadzieje, że jeszcze ktoś tu zajrzy. Stwierdziłam, że warto dokończyć tę historię, szczególnie, że miałam na nią pomysł. Powrócę też do waszych blogów w miarę możliwości. Rozdział jest praktycznie dwa razy krótszy, ale dzięki temu bardziej przyswajalny, przynajmniej według mnie.
Leire
Tak się cieszę, że wróciłaś... Jestem ciekawa zakończenia tej historii i żal byłoby, gdybyś teraz się poddała, prawda? Tak daleko zabrnęłaś i miałabyś się poddać? Liczę, że nie.
OdpowiedzUsuńA teraz sam rozdział: Leire staję się coraz bardziej zagubiona, bardziej zahukana i nie potrafi ufać nikomu, choć zapewnia, że ufa Ronowi.
Jestem jak Ron - też ciągle czekałam, aż Izolda wyjdzie z cienia i da mu po mordzie...
Wracając do Leire jeszcze - robi postępy, skoro sama wysuwa propozycję bliskości w stronę Rona. Może jednak coś z tego wszystkiego będzie. ;)
Życzę Weny, czasu,
Eileen <3
Faktycznie, rozdział bardzo krótki jak na Twoje umiejętności. Nastawiłam się na długie czytanie, a tu tak szybko się skończyło.
OdpowiedzUsuńRon jest rozczulający z ta swoją stałą obawą, że Leire z nim zerwie. Boi się tego prawie tak samo jak pająków. Szkoda, że nie napisałaś nic o Harrym. To mogłoby być naprawdę zabawne, biorąc pod uwagę to co powiedział Ron.
Dobrze jest być córką dyrektora, choćby tylko przyszywaną. Wyrwać się na weekend ze szkoły ze swoim ukochanym - inne uczennice mogą o tym tylko pomarzyć.
Urwałaś w okropnym momencie. Liczyłam na to, że Leire zdąży opowiedzieć Ronowi historię tej blizny. Każda historia z jej przeszłości, a już szczególnie te, w których mowa o Draco, są niesamowite. Czy tylko ja doszukuję się w nich powiązań ze Stowarzyszeniem?
Coś Ci się poknociło z szablonem - chodzi mi o kolory. Dolna część nagłówka ma inną część niż tło bloga. Wcześniej tego nie było.
Rozdział połknęłam bardzo szybko. Rozumiem, że dopiero na powrót się rozkręcasz ;)
OdpowiedzUsuńCo mogę powiedzieć? Coraz bardziej boję się wizji Leire. Wydaje mi się, że Ronowi faktycznie coś grozi, inaczej te sny by się nie powtarzały. Fajnie, że razem zrobili wypad poza Hogwart ^^ Sprawa jej blizny ciekawi także i mnie. Oczywiście ucięłaś w najlepszym momencie... :P
Cieszę się, że walczysz o tę historię. Tyle notek masz już za sobą, to nie może pójść na marne, tym bardziej, że zostawiłaś nam wiele niedokończonych spraw. Wierzę, że dasz radę ukończyć tego bloga i wszystko wyjaśnić :)
Dawno Cię nie widziałam w blogświecie, ale cieszę się, że wróciłaś. Tęskniłam za Leire i choć może nie zawsze udaje mi się skomentować, to zapoznaję się z rozdziałami. Jaka by to była historia, gdybym czytała co drugi lub co trzeci rozdział? ^^ Luki, niedopowiedzenia itp...
OdpowiedzUsuńJa tu się rozczulam nad sobą, a tu proszę.. Rozdział do skomentowania!
Przykro mi, że Leire musi przez to wszystko przechodzić, w sumie każdy bohater z osobna ma jakieś sytuacje, które uprzykrzają mu życie. W wypadku Leire są to niemiłe sny. Nic dziwnego, że dziewczyna jest wszystkim przemęczona i pragnie wyrwać się z Ronem (^^) do swojej samotni. Dialog jaki się wywiązał między parą na temat blizn jest dosyć ciekawy! Ja na prawdę chciałabym wiedzieć, co jak i dlaczego ma ich aż tyle? Czyżby kiedyś Draco stanął w obronie Leire? Czekam na następny rozdział!
Całuje!
Liley
O, a już się bałam, że zapomniałaś o tym blogu i o nas, ale na szczęście wróciłaś ^^. Trochę się stęskniłam za Leire... znaczy, nie tyle, co za nią, ale za Twoją kreacją Rona :D. To aż dziwne, jak na mnie, bo na ogół za nim nie przepadałam xD.
OdpowiedzUsuńHmm, zdziwiłam się, bo zawsze dawałaś długie rozdziały, a ten jest krótki i nawet nie zdążyłam się porządnie rozkręcić... ale rozumiem, że dopiero powróciłaś i musiałaś dać coś krótszego na rozgrzewkę. Jednak, rozdział podoba mi się ^^. Szkoda tylko, że na opowieść Leire muszę czekać do kolejnego rozdziału, bo jestem jej naprawdę ciekawa - zwłaszcza, że dotyczy ona Dracona ^^.
Pozdrawiam! ;)